Roast, czyli show, w którym oddaje się anty-hołd bohaterowi wieczoru. Jednym słowem, obraża się go. Ale obrażanie to też sztuka. I to sztuka mocno niedoceniana, choć fakt – roast to rozrywka dla ludzi ze specyficznym poczuciem humoru. I powinna być również tworzona przez ludzi z specyficznym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Zasada jest taka, że obraża się bohatera wieczoru – roastowanego, ale zawsze dostaje się i roastującym, i roastmasterowi, i osobom postronnym. Więc jeśli celebryta decyduje się na udział w roaście, w którejkolwiek roli, powinien się spodziewać obelg. Generalnie ma być śmiesznie, co oczywiście wcale nie jest takie proste. Zwykłe czy uniwersalne teksty nie sprawdzą się na roaście. Chodzi o to, żeby żarty były celne, ostre i przede wszystkim zabawne. Nie mogą dotyczyć kogokolwiek czy czegokolwiek – muszą być szyte na miarę konkretnych osób. Trzeba zaznaczyć, że taka rozrywka nie wszystkich bawi. Często żarty są wulgarne, seksistowskie, obrzydliwe, niepoprawne politycznie na wielu poziomach itp. itd, choć zdarzają się też żarty inteligentne, ironiczne, słowne (moje ulubione).
Za oceanem prym w temacie roastów wiedzie stacja Comedy Central: co jakiś czas robią z kogoś pieczeń. Ostatnio robili z Justina Biebera, wcześniej z Charliego Sheena, Jamesa Franco. Comedy Central Polska to puszczała i w większości przypadków oglądałam z przyjemnością. Cudze chwalę, a okazuje się, że w Polsce też mamy roasty. Robi je Stand-Up Polska, ale jakoś dotąd przechodziły bez większego echa w mainstreamie (przynajmniej do mych uszu to echo nie dotarło), pomimo znanych nazwisk roastowanych. Dopiero nazwisko i majestat Kuby Wojewódzkiego doprowadziły roast do ogólnodostępnej polskiej telewizji, i to wcale nie do Comedy Central (a szkoda), a do TVN-u.
Co jak co, ale Kuba Wojewódzki to dobry temat do roastowania. Wieczny kawaler, miłośnik samochodów, autor mniej lub bardziej udanych, często kontrowersyjnych żartów na wizji i w eterze. Otacza się młodymi kobietami, ale i tak jest podejrzewamy o homoseksualizm. To wszystko, plus kasa, narkotyki, showbiznes, połączone z faktem, że jego kariera podupadła (oglądalność spada – czas na roast :P) czyni z Wojewódzkiego dobrego kandydata na pieczeń. Ok, żaden z niego Charlie Sheen, ale z pośród polskich celebrytów Wojewódzki na pewno zasługiwał na roast i się do tego nadawał.
Zanim roast wyemitowano, oczywiście musiała być afera, musiał być nakręcony hype w stylu TVN-owskim. Że niby za ostre żarty, że go nie wyemitują, potem, że jednak wyemituj – bla bla bla. Kto wie, może rzeczywiście przełożyło się to na większa oglądalność. Mi osobiście na tyle podobały się amerykańskie roasty, że i tak bym obejrzała roast Wojewódzkiego – z czystej ciekawości. Ba, kiedy nadszedł czas nawet podarowałam sobie odcinek nowego „Z Archiwum X”, żeby na bieżąco oglądać roast.
Wojewódzkiego roastowali:
- Roastmaster Kępa: miałam wrażenie, że na początku był nieco sztywny, dziwny, dopiero później się koleś rozkręcił.
- Abelard Giza dał lepszy występ, tu już się szczerze śmiałam. Za to z niego chyba było nieco trudniej dobrze żartować.
- Piotr Kędzierski: Kędzierskiego lubię w „Dziedzicu Pruskim”, nieco mniej w „Lip Sync Battle” ;P. Roastował średnio, ale za to był bardzo wdzięczną ofiarą.
- Anna Dereszowska. Ok, nie wszyscy roastujacy muszą być komikami, ale Dereszowska była jakaś taka nie w temacie, spięta. Docinki – no dobra…. Trochę lepiej sprawdziła się jako obiekt żartów. To głównie ze względu na jej dorobek zawodowy i życie towarzyskie. Dereszowska niby się śmiała, hihi haha, ale wydawała się zażenowana.
- Panowie ze Stand-Up Polska w liczbie 3 (przyznam się bez bicia, nie znałam). Pojechali nieco ostrzej, widać było, że to nie był ich pierwszy raz, że się dobrze czują w tym temacie. Czarek Jurkiewicz – fajnie, Antoni Syrek-Dąbrowski – dobrze, miał górki i dołki, Sebastian Rejent – ostro, ale hmm, no nie wiem.
- Dawid Podsiadło. Niespodzianka wieczoru. Na temat Dawida padło sporo ciętych tekstów i zasłużenie: on jest jakiś taki zahukany. Ale za to przy mikrofonie to on zrobił największe wrażenie. Mówi różne rzeczy, sporo żartował z siebie, a wszystko to zrobił w stylu „na gamonia”. Zagrał wizerunkiem i, jak sam powiedział, pozamiatał.
Na koniec roastu wypowiada się ofiara – wtedy może się odgryźć roastującym. Wojewódzki coś tam powiedział, ale jakoś tak nie do końca w punkt. Niewątpliwie ma cięty język, ale tym razem nie dostarczył.
Nie będę psuć żartów, ale napiszę, że żartowano z: TVN-u, Żydów, Durczoka (choć tekst o nim mnie nie rozwalił), polityki, władz tego kraju i ostatnich wydarzeń, imigrantów, gejów, AIDS, wylewu Figurskiego (jedyny żart przy którym ja się skrzywiłam, choć Figurski nie), karier gości oczywiście, raka…
Mam wrażenie, że gdyby roast Wojewódzkiego nadała inna stacja, byłby lepszy. Albo gdyby nie był nigdzie nadany – wtedy na pewno byłby najlepszy :P. Ale coś za coś, za to rozgłos był. Dzięki temu np. taka ja to obejrzałam. I na dodatek po obejrzeniu roastu Wojewódzkiego zgłębiłam temat roastów w Polsce. Okazuje się, że były roasty Huberta Urbańskiego, Szymona Majewskiego, Piotra Kędzierskiego. Obejrzę sobie wszystkie polskie roasty (jeśli się da), a może się kiedyś na jakiś wybiorę? Na żywo takie rzeczy inaczej się ogląda niż z fotela przed tv.