W dzień gorącego lata-aa

Wczoraj domowy DJ, który serwuje nam raz coś dla dzieci, raz szkocki szanto-metal, a raz jakieś ymc ymc z lat 80′, zaserwował nam klasyczny wakacyjny hit „W dzień gorącego lata”. Może dlatego że to właśnie był dzień gorącego lata…

Jakoś nie uwielbiam ten piosenki, jest bo jest, taki radiowy sezonowy klasyk, co leci w radiu w samochodzie latem.*

Ale kiedy wczoraj słuchałam, przypomniał mi się konkretny dzień gorącego lata. W 2005. Kiedy załatwialiśmy sobie z Michałem wyjazd na nasz pierwszy wspólny spływ. Było naprawdę gorąco. Byliśmy chyba w banku i w biurze podróży, i na spacerze na placu Piłsudskiego, i w parku, i przy okrągłym biurowcu w którego środku jest fontanna. Pamiętam że miałam na sobie białą bluzkę i kraciastą spódnicę ze sklepu indyjskiego imitującą cienki kocyk 😬 . I te słone pocałunki. I to uczucie szaleńczego zakochania.

A teraz w nocy wstając pięćdziesiąty raz do chorego dziecka rozmyślam sobie o tym dniu, o tym uczuciu, o tym jak to kiedyś było. Aż łzę uroniłam i to niejedną. I tak nie mogę zasnąć.

Nie za dużo mnie wtedy obchodziło. Byłam młoda, zakochana, matura zrobiona, studia jeszcze nie zaczęte. Chyba liczył się tylko Michał i to zakochanie.

Pamiętam to tak wyraźnie. I tęsknię za tym uczuciem, za tą beztroską.

Nie mówię, że teraz jest źle. Jest inaczej. Jest inne szczęście. Ale tak bardzo za tym dziś zatęskniłam. Za tym dniem równo 17 lat temu. 17! Za tym wspomnieniem starych dobrych czasów.

Good old days

______

*Na pewno wolę „W dzień gorącego lata” niż (z tej samej kategorii) „Lato 2010”, gdzie śpiewają „zaufaj mi przygoda szybko skończy się”. Gdyby z tą piosenką kojarzył mi się tamten moment to ten wpis wyglądałby nieco inaczej… 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *