Co warto zwiedzić na Lanzarote, czyli Creacion de Cesar Manrique

Atlantyk spokojny i Atlantyk niespokojny

W tym roku spędziliśmy końcówkę Świąt Bożego Narodzenia, okres poświąteczny i Sylwester z Nowym Rokiem na kanaryjskiej wyspie Lanzarote. Nie jest to nasze pierwsze spotkanie z Kanarami – w podróży poślubnej byliśmy na Gran Canarii, więc wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale Lanzarote pokazała nam inną stronę Wysp Kanaryjskich (według mnie piękniejszą, choć mąż jest innego zdania :D).

Po pierwsze, przełom grudnia i stycznia to dla nas zima, a na Kanarach temperatura oscylowała ok. 25 stopni. Odczuwalna temperatura była zależna w dużej mierze od wiatru. I to chyba największa zaleta wycieczki w takie miejsce w środku zimy: nie jest dramatycznie daleko (5-5,5 godzin lotu), a jednak to tzw. ciepłe kraje – przynajmniej w moim mniemaniu. I tak, w środku zimy mogliśmy pokąpać się w oceanie :-). Przy silnym wietrze fale były ogromne lub duże – wtedy była największa zabawa. Kiedy nie wiało, było cieplej, ale ocean był spokojny. Słoneczko przygrzewało, ale nie prażyło – warunki idealne do zarówno aktywnego wypoczynku, jak i leniuchowania na plaży.

Lanzarote jest pięknie zagospodarowana. Zawdzięcza to Cesarowi Manrique, miejscowemu artyście, który poświęcił się działalności na rzecz swojej macierzystej wyspy. Na Lanzarote Manrique jest postacią niemalże mityczną. 90% zabytków i innych miejsc odwiedzanych przez turystów ma związek z jego działalnością. Manrique jest na tyle wszechobecny na wyspie, że pod koniec wyjazdu zaczęło nas to już nieco śmieszyć. Naprawdę ciężko doszukać się miejsca na którym nie byłoby napisane „creacion de Cesar Manrique” ;-).

A tak na poważnie, wpływ Cesara Manrique na zagospodarowanie wyspy był całkowicie pozytywny i to dzięki niemu Lanzarote ma taki, a nie inny klimat. Pomysły Cesara Manrique widać  w zwykłych budynkach mieszkalnych (wysokość, kolory), w hotelach (kilka sam zaprojektował) oraz w licznych atrakcjach turystycznych, które projektował (w sensie organizacyjnym oraz architektonicznym) i realizował we współpracy z innymi lokalnymi artystami. Dzięki pomysłom i działaniom Cesara Manrique Lanzarote nie zamieniła się w podporządkowane turystom kłębowisko hoteli, tak jak ma to miejsce np. na południu Gran Canarii, ale zachowała swój pierwotny charakter, jednocześnie będąc miejscem przyjaznym i atrakcyjnym dla turystów. Manrique przykładał również dużą wagę do zachowania przyrodniczych skarbów wyspy. Szczęście wyspiarzy, że ówczesne władze go słuchały ;-). Cesar Manrique zmarł w 1992, ale jego dzieło jest kontynuowane, a kolejne pomysły nadal są wprowadzane w życie.

Co odwiedziliśmy na Lanzarote i czy warto

Park Narodowy Timanfaya
Park Narodowy Timanfaya

Pierwsza i najważniejsza rzecz do odwiedzenia: Park Narodowy Timanfaya. Wyspy Kanaryjskie to wyspy wulkaniczne – wyłoniły się z oceanu na skutek działalności podwodnych wulkanów. A teraz można tam zobaczyć efekty działalności wulkanów naziemnych. Duża część wyspy jest pokryta świeżą (w sensie geologicznym :P) lawą, a część tego terenu została wydzielona i jest chroniona – to właśnie Park Narodowy Timanfaya. Jest to miejsce, którego wygląd jest efektem wybuchów wulkanów, które miały miejsce w 18 wieku i trwały nieprzerwanie przez sześć lat (1730-1736). Widok jest nieziemski: można tam zobaczyć zarówno stożki wulkaniczne, jak i rozległe morza zastygniętej czarnej lawy. Szkoda, że oglądać można tylko z autobusu (nie można tam wchodzi, zwiedza się jeżdżąc po specjalnych trasach – autobusowych albo wielbłądowych). Oprócz zaznania pięknych widoków, w parku można również doświadczyć działalności lawy. Samej lawy oczywiście nie widać, ale w ramach wycieczki po uczestniczy się w pokazach geotermalnych. Warto wspomnieć, że właśnie tam znajduje się jedna z kilku na świecie restauracji z grillem zasilanym ciepłem z wnętrza ziemi. Niesamowite miejsce, dla mnie największa z zalet Lanzarote.

Hervideros, El Golfo, krater wulkanu La Corona i widok na wyspę La Graciosa
Hervideros, El Golfo, krater wulkanu La Corona i widok na wyspę La Graciosa
Ramonka
Ramonka

Z tematyki okołowulkanicznej warto zobaczyć jeszcze Los Hervideros, czyli wrzące wybrzeże, które jest efektem zetknięcia się wrzącej lawy z chłodnym oceanem oraz zielone jezioro w kraterze wulkanu El Golfo.

Ponadto wybraliśmy się na pieszą wycieczkę, podczas której wspięliśmy się na wulkan La Corona. Wulkan nie jest wysoki, trasa nie jest banalna, ale nie jest przeraźliwie trudna, a widoki są przepiękne, więc warto. Z wulkanu przeszliśmy na klify Famara, skąd jest piękny widok na ocean i wyspę La Graciosa. Ok, widoki były przepiękne, ale same klify były wysokie, niezabezpieczone i przerażające. Brr!! W wędrówce po wulkanie i wzdłuż klifów towarzyszyła nam przeurocza miejscowa psia przewodniczka Ramonka.

Jameos del Agua i Cueva de los Verdes
Jameos del Agua i Cueva de los Verdes

Kolejnymi ciekawymi miejscami na Lanzarote są jaskinie. Po pierwsze: Jameos del Agua (creacion de Cesar Manrique, oczsywiście). Jameo, czyli kawałek tunelu wydrążonego przez płynącą lawę, nad którym zapadł się sufit. Miejsce to zostało zaaranżowane w latach 60tych przez Cesara Manrique, który obsadził tą niedużą jaskinię roślinami, umieścił tam kawiarenkę, basen, część skał pomalował. Oprócz artystycznych wizji Marique można tam zobaczyć jeziorko zamieszkałe przez ślepe głębinowe kraby i muzeum wulkanologii. Miejsce ciekawe, ale o wiele bardziej podobał mi się inny kawałek tego samego tunelu wulkanicznego – Cueva de los Verdes. Tu z kolei ingerencja człowieka jest minimalna. Trasa podziemna jest o wiele dłuższa – ok. trzech kilometrów. Zwiedzanie polega na przejściu tunelem, którego wysokość waha się od kilku metrów do ok. jednego metra :-). W jaskini można zobaczyć ciekawe formy, które utworzyła w niej płynąca lawa. Jaskinia skrywa również pewną tajemnicę. Momentami jest tam nawet nieco strasznie :D.

La Geria
La Geria

Będąc na Lanzarote warto odwiedzić również region La Geria – jeden z regionów wyspy słynący z uprawy winogron i produkcji wina. Zwiedzanie winnicy jest krótkie i treściwe, ale interesujące. Można dowiedzieć się więcej na temat metody upraw, technologii, dostosowania do warunków panujących na wyspie. Degustacja wina jest nieco krótka ;-), ale za to wulkaniczne winko jest przepyszne, szczególnie słodkie – malvasia volcanica dulce mmmm! Ja za winem nie przepadam, ale to w 100% polecam! Warto wypić na miejscu i warto przywieźć do kraju.

Mirador del Rio i ogród kaktusów
Mirador del Rio i ogród kaktusów

Mirador del Rio to taras widokowy zaprojektowany przez Cesara Manrique. Myk jest taki, że miejsce to jest tak wkomponowane w skały, że z daleka jest właściwie niewidoczne. Znajduje się tam kawiarenka, sklepik z pamiątkami. Z tarasu są piękne widoki na uroczą wyspę La Graciosa, na którą nie udało nam się dotrzeć (ci wredni Hiszpanie i ich przeklęta sjesta :P!).

Ogród Kaktusów. Ponieważ na Lanzarote jest bardzo sucho – deszcz pada tylko ok. 20 dni w roku i żaden inny ogród by nie przetrwał, Cesar Manrique zaprojektował ogród kaktusów w opuszczonej żwirowni. Ogród jest obsadzony wieloma gatunkami kaktusów i innych roślin sucholubnych z całego świata. Pięknie, fajnie, można pooglądać, ale jednak to atrakcja dla botaników fanatyków ;-).

Arrecife
Arrecife

Arrecife – stolica Lanzarote. Lanzarote to nieduża wyspa, to i stolica jest nieduża. Promenada, kilka muzeów, kilka starszych budynków, malownicza przystań + oczywiście cywilizacja (nie wszystko przecież da się kupić w kurortach). W Arrecife mieści się jedyny wieżowiec na wyspie – Arrecife Gran Hotel (budynek wybudowany w roku 1969 BC – before Cesar :P, czyli zanim Cesar Manrique wprowadził swoje pomysły w życie). Na szczycie hotelu jest kawiarenka i punkt widokowy, z którego można podziwiać panoramę wyspy.

Muzeum Cesara Manrique. Pod koniec życia Cesar Manrique przeniósł się do wypasionej hacjendy w miejscowości Haria. Dom, który Manrique sam zaprojektował, robi duże wrażenie. Po śmierci artysty został przekształcony w muzeum, gdzie zgromadzono  kolekcję przedmiotów związanych z działalnością artystyczną Manrique, jak i z jego życiem osobistym.

I to by było na tyle. Lanzarote jest na tyle mała, że można ją zwiedzić w jeden dzień. Nie polecamy tego, lepiej rozłożyć to na kilka dni, ale zdecydowanie warto wypożyczyć samochód (wypożyczalnie są tam co krok) i objechać co ciekawsze miejsca, bo niestety nie wszędzie da się dojechać komunikacją miejską, a taksówka kosztuje. Można również wykupić zorganizowane wycieczki. Gdybym miała radzić, to z tej całej listy darowałabym sobie kaktusy i może stolicę. Warto dodać, że my nie zdołaliśmy odwiedzić wszystkich miejsc na wyspie i okolicach. Żałuję, że nie dotarliśmy w trzy miejsca: na La Graciosę, do siedziby fundacji Cesara Manrique i do muzeum piratów.

Bonus sylwestrowy

Nasz hotel nie oferował żadnych atrakcji na noc sylwestrową, więc ruszyliśmy w miasto. Mieszkaliśmy w Costa Teguise, niedużej turystycznej miejscowości. Miejsc interesujących imprezowo raczej tam nie było – restauracji pełno, ale klubu ani jednego (najbliższy w Arrecife – co stolyca to stolyca jednak), w Costa Teguise tylko kilka baro-dyskotek. I po zwiedzeniu miasta, po poskakaniu po restauracjach, wylądowaliśmy w jednej z dyskotek. Nie był to najbardziej szałowy klubowy sylwester mego życia, ale się wybawiliśmy. A sylwester z Anglikami (których sporo się wakacjuje na Kanarach) daje okazję usłyszenia „Auld Lang Syne” na żywo, co mi się akurat bardzo podobało – bardzo lubię tę pieśń, uważam, że to fajna tradycja. Z kolei zaskoczyła mnie hiszpańska sylwestrowa tradycja – doce uvas. Okazuje się, że w Hiszpanii o północy nie następuje wybuch fajerwerków, tylko dwanaście uderzeń zegara. I na każde z tych uderzeń należy zjeść jedno winogronko, coby sobie zapewnić szczęście w nadchodzącym roku. Miła tradycja, ale trzeba uważać, żeby się nie zadławić!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *