Całe życie bardzo bałam się psów – prawie 25 lat. Moja siostra chciała mieć psa, nawet mama chciała mieć psa, a ja nie – bo nie. Ale kiedy tylko wyprowadziłam się z domu nie minął tydzień, a rodzice z Kamilą zaadoptowali z Fundacji Mikropsy do Adopcji – Skrzydła Fundacji Azylu pod Psim Aniołem Fibi – przerażoną ok. 2-letnią suczkę. Ok 1,5 roku później, w październiku, zaadoptowali Perełkę – chorą wychudzoną psią staruszkę, umierającą. Mama odkarmiła Perełkę, psina przeszła kilka operacji i jest u rodziców już ponad rok. Podczas jednej z Perełkowych wizyt w lecznicy poznaliśmy wolontariuszkę z suczką Milką do adopcji. I wtedy zachciało mi się psa – Milki. Zaczęłam lobbować, ale niestety (albo i stety 😉 hehe) kiedy osiągnęłam efekty, okazało się, że psinkę adoptowano.
Wtedy już nałogowo obserwowałam ogłoszenia i znalazłam Glinkę. Była taka piękna i ruda, poważna i smutna, trochę przestraszona. To jej najstarsze zdjęcie – mały jasnorudy gamoniek.
Skontaktowaliśmy się z wolontariuszami, umówiliśmy się na wizytę z psim hotelu, gdzie piesek przebywał. Psy w boksach na podwórku szczekały, wiedziały, że ten który się spodoba jedzie do domku… Pamiętam kiedy zobaczyłam Glinkę po raz pierwszy – szczekała i skakała na siatkę pokazując swój jasny brzusio. Siedziała w klatce z owczarkowatym Rekinem. Wolontariuszka wypuściła oba psy. Skakały, szczekały, kłóciły się o naszą uwagę. Glinka była bardzo przyjazna – skakała, łasiła się, lizała. I śmierdziała jak pół schroniska, pół śmietnika.
Niewiele było wiadomo o jej przeszłości. Wiadomo było tylko, że została zabrana ze schroniska pod Piszem. Przed nami interesowali się nią jacyś ludzie, ale jedni stwierdzili, że za duża urośnie – fakt, miała (i nadal ma) dość masywne łapy. Drudzy kandydaci się obrazili, bo nie podobała im się idea wizyty przedadopcyjnej. W sumie już od pierwszych sekund z Glinką wiedzieliśmy, że ją weźmiemy.
W rezultacie Glinka przyszła do nas 10.11.2011. W czwartek przed długim weekendem – dzięki temu spędziła z nami prawie cztery dni w domu zanim ją zostawiliśmy samą. Glinka zadomowiła się u nas bardzo szybko.
I tak to było. Ponad rok temu, a zdaje się, że sto lat temu. Przyszła i tak bardzo zmieniła nasza życie. Na lepsze, oczywiście. I mimo, że mama mówiła, że z psem wyjść trzeba, nakarmić trzeba, zadbać trzeba, zająć się trzeba, to odkąd Glinka przyszła ani razu tego nie pożałowałam.
Coś suchego na koniec:
Przyszła do mnie nie wiem skąd, zawróciła w głowie tak dokładnie. Teraz rozumiem, to jest to…
Mogło jeszcze zamieścić aktualne zdjęcie psioka.
A, dorzucę następnym razem.