Gliniaczek odkurzaczek

Glina zawsze lubiła popodżerać sobie po krzaczkach. A to chlebek dla ptaszków, a to jakieś resztki wyrzucone (na Muranowie tego było pełno), a to PĄCZEK znaleziony w krzakach… Nie wiem skąd to się temu psu wzięło. Może gdzieś głodowała? No, ja jej na pewno nie głodzę ;-).

Na początku robiła niezłe numery. Na pierwszych spacerach (kiedy w końcu zdecydowałam się ją spuścić ze smyczy) zwiewała mi przez pół parku żeby chlebka dla ptaków pojeść – kilka razy w ciągu spaceru! I wielce oburzona była, że ją się ogarnia i że ktoś śmie jej nie pozwalać! No, ja nienawidzę tego głupiego nawyku. Dlatego raczej nie puszczam psa na osiedlach, pod oknami. Kto wie, co leży na trawnikach. I już nie mówię nawet o zepsutym jedzeniu… Niestety, o podtruciach i nawet śmiertelnych zatruciach psów się słyszy w psiarzowym świecie co jakiś czas… Bo ludziom się nie podoba, ludzie mają wąty, że kupy – wiadomo. Ja, dumnie powiem, „swoje” 😀 kupy sprzątam, ale wiem jak jest. Idąc po jedną swoją wdepnę w dwie cudze…

Na początku Glina nawet na smyczy potrafiła zeżreć coś z trawnika. Wtedy bardzo lubiła pieczywo, teraz już raczej gardzi ;-). Z tym parszywym nawykiem (stąd ksywa Glinki – Paryszywek) walczymy właściwie od dwóch lat. Na początku uczyłyśmy się komendy „fe”, jednak to było tylko częściowo skuteczne. Kiedy na ziemi leżało coś o wiele bardziej nęcącego niż smakołyk (nadgniła flaczki, śmierdząca rybka) Glina się nie powstrzymywała. Ale troszkę lepiej jednak było. Na początku puszczałam ją w kagańcu, ćwiczyłyśmy „fe”. I w sumie sytuacje kryzysowe zdarzały się sporadycznie. Jednak kiedy już się jej uda złapać coś konkretnego (kość, kawałek mięsa, bułkę itd) to zaczyna z tym zwiewać i nie sposób jej złapać. Zje, choćby w locie. Tak jak wtedy, kiedy znalazła pączka – „classic Glina”…

Po którymś z kolei kryzysie „spożywczym”, Basia wymyśliła umiarkowanie humanitarny ;-), ale, jak się okazało, bardzo skuteczny sposób. Po każdym ruszeniu lub zabraniu czegoś i braku reakcji na „fe” – psiknięcie ze spryskiwacza do kwiatów. Glina jest średnio wodna, także to rozwiązanie było cudowne – poprawa była natychmiastowa!

Wiadomo, od czasu do czasu zdarza się psu jakiś wybryk. Ale ja staram się zapobiegać takim sytuacjom poprzez dobór miejsc spacerowych i od czasu do czasu kaganiec. Bo muszę przyznać, że troszkę osiadłyśmy na laurach i nie ćwiczymy „fe” ostatnio. A chyba powinnyśmy, jak się okazało po ostatniej akcji. Spacerek w lesie, Glina trzyma coś w pysku – coś zielonego i okrągłego. Basia mówi – piłkę znalazła. Ale to nie była piłka. Glina zaczęła to rozgryzać i oczywiście zwiewać. Moje wołanie miała gdzieś, w biegu rozgryzała i pośpiesznie połykała kawałki, a dogonić jej za Chiny nie mogłam. A kiedy już mi się udało to nie było czego zabierać… Po analizie resztek które znalazłam na śniegu stwierdziłam, że Glina zeżarła przysmak dla ptaków – ziarna wtopione w słoninkę. Ale ponieważ to było zielone, to myślałam, że to było zawinięte w jakiś balon, folię czy torebkę. Dopiero po „zwróceniu” okazało się, że to były nasionka ze słoninką zawinięte w plastikową siatkę (taką, w jakiej można kupić np. pomarańcze) i to jeszcze z jakimś sznurkiem. No ja nie wiem jak to by przeszło przez te małe jelitka… :(.

fb77737bca5f1305722bed0d5e01c74a

Dokładnie takim czymś się Glina pożywiła. Przysmakiem dla ptaków zimujących. Cud, że nie pofrunęła ;-). Nie ma bata – wracamy do trenowania „fe” i oddawania łupów z pyska!

2 thoughts on “Gliniaczek odkurzaczek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *