Rally-o = rally obedience, czyli luźne posłuszeństwo. Sport psio-ludzki, teoretycznie, jak ktoś powiedział, połączenie obedience z agility, ale 90% jest w tym jednak posłuszeństwa, a 10% agility i to naciągane ;-).
Nasza przygódka z rally zaczęła się niecały rok temu, kiedy rally dopiero wchodziło do Polski. Wtedy przyjaciółka Basia – treser i psiarz – namówiła nas na spróbowanie swoich sił na kursie w kamidze. I powolutku ćwiczyłyśmy sobie z Gliniakiem zwroty, siady, przywołania, dostawienia, no i oczywiście chodzenie przy nodze. Uważam, że to było bardzo korzystne dla nas. Dzięki temu Glina się ogarnęła – myślę, że jest grzeczniejsza… Może potrzebowała takiej „pracy”… Nauczyła się nowych rzeczy – również takich, które są przydatne w codziennym psio-ludzkim życiu; coraz więcej łapie, mózgownica pracuje. A mi też się przydała taka praca z psem – wymagająca cierpliwości i zrozumienia z dwóch stron. I trochę mnie to wciągnęło psi światek. Takie mam jakby hmm hobby… :-), hihi.
W sierpniu byłyśmy z Basią na seminarium na temat rally, gdzie omawiano zasady rally, znaki, regulamin, poszczególne ćwiczenia. Generalnie to wygląda tak, że jest tor składający się z konkretnej ilości konkretnych znaków (w zależności od poziomu), i się go przechodzi z psem. Trzeba przestrzegać zasad: praca pozytywna, nie szarpiemy, nie krzyczymy, pies musi w jakichś ramach ćwiczenia wykonać (nie gdziekolwiek jakkolwiek, choć pewna dowolność jest), czas do 4 minut.
Na nasze pierwsze zawody (wrzesień 2012) poszłyśmy tak trochę na pałę. Jakoś specjalnie nie byłyśmy przygotowane, ani tak dokładnie nie wiedziałyśmy jak to naprawdę wygląda. Tor przeszłyśmy raczej kiepskawo – pies mi się rozłaził na boki (niezbyt ładnie równał jeszcze wtedy) i ja raz się pomyliłam. Zdobyłyśmy 207/210 punktów, miejsce 5/14, ale w sumie byłam zadowolona. No i było całkiem miło. Wygrałyśmy wtedy miskę, szarpak i smakołyki.
Drugie zawody, w których brałyśmy udział odbyły się w grudniu. To już nie były zawody na świeżym powietrzu, tylko halowe. Głównie ze względu na pogodę. Tu nam poszło gorzej, choć przygotowane byłyśmy lepiej… Pies szedł ładnie przy nodze, ale na początku toru przestraszył się flesza i już było pozamiatane :(. Uszy wykrzywione, morda przestraszona, a i ja się zdenerwowałam. Nawet bonusowego zadania Glina nie zrobiła – nie została w miejscu, ruszyła się :(. Wtedy dostałyśmy 197/210, miejsce 16/25 i ja byłam wściekła :D. Ale wiem, że szkolna sala gimnastyczna to miejsce obce memu psu, podłoże nieprzyjazne, trudno. Wtedy wygrałyśmy bardzo fajne posłanko.
A teraz, czyli 16.03.2013 odbyły się trzecie zawody, w których brałyśmy udział – również na szkolnej sali gimnastycznej. Przygotowane jakoś specjalnie dobrze nie byłyśmy, wręcz przeciwnie – ja od Bożego Narodzenia miałam ciąg przeziębień, co nie sprzyjało spacerom i ćwiczeniom, a w domu nie ma jak. Zresztą na klepce pies niechętnie ćwiczy. Chociaż powinien – toć na sali klepka… Ostatnio Gliniak ma problem z siadem – bunt dwulatka 😉 – i pokazał to na torze. Stacji z siadem było sporo, a ja o każdy siad musiałam psa błagać kilkanaście sekund :(. Przez to szłyśmy aż 3:42 :(. Z błędów, z które odejmuje się punkty to popełniłyśmy tylko jeden – pies za daleko mnie usiadł przy jednej ze stacji. Reszta naszych problemów na szczęście była bez punktów ujemnych, choć odbiło to wszystko na naszym czasie… Ale koniec końców miałyśmy 209/210 punktów, czyli bardzo ładnie. Nie wiem, które byłyśmy (sędziowie nie liczyli miejsc). Na miejsce na podium się nie załapałyśmy – tam trafiają tylko 210 i to najlepsze czasy…
Ale tym sposobem zgodnie z zasadami rally zakończyłyśmy pierwszą klasę i zdałyśmy do drugiej :-). Nie wiem czy uda nam się przygotować do startu w drugiej klasie na kolejne zawody w okolicach Warszawy. Druga klasa jest trudniejsza – więcej zadań, trudniejsze, piwoty, zwroty, stanie w miejscu, idzie się bez smyczy, więc trudniej psa ogarnąć… No zobaczymy jak to będzie. Na pewno kiedy będzie cieplej to będzie nam łatwiej ćwiczyć. I na pewno poćwiczę komendę siad ;-).